Od lat sześćdziesiątych ogrody zoologiczne na całym świecie podejmują intensywne starania, żeby trzymane tam zwierzęta mogły poczuć się Jak w domu”. To zazwyczaj oznacza wypuszczenie ich z ciasnych klatek na wybieg, gdzie jest więcej światła słonecznego i zieleni, a całość bardziej przypomina ich naturalne środowisko.
A co z nami? Przeciętna małpa z biurowca siedzi na grzędzie pod jarzeniówką, w pokoju bez okien (lub z oknami, których nie można otworzyć), w dzielnicy biurowej, gdzie słowo park kojarzy się tylko z parkingiem. To wystarcza, żeby tkwiące w nas zwierzę skuliło się w sobie i zaczęło ssać kciuk. Tymczasem zwierzęta korporacyjne, podobnie jak te trzymane w ogrodach zoologicznych, mają genetycznie uwarunkowaną potrzebę kontaktu z naturalnym światem.
Pewną nadzieję stwarza ruch ekologicznego („zielonego”) budownictwa. „Zielone” budynki na pierwszy rzut oka często niewiele się różnią od innych. Gdy ktoś przyjeżdża do kwatery głównej Genzyme Corporation w Cambridge w stanie Massachusetts, nie może dostrzec żadnych oznak, że to „ekologiczna” budowla. Może przedstawić swoją ofertę, przeprowadzić rozmowę, podpisać kontrakt, wychłeptać kawę ze styropianowego kubka i popędzić na następne spotkanie, nie dostrzegając niczego szczególnego. Ot, jeszcze jedno szklane pudło z dwunastopiętrowym atrium, licznymi roślinami i boksami dla dziewięciuset pracowników.
Jeżeli jednak ktoś zatrzyma się tam dłużej, może zwrócić uwagę, że zasłony automatycznie przekręcają się o kilka stopni, żeby chronić wnętrze przed jaskrawym słońcem. A kiedy człowiek wchodzi do łazienki, światło samo się zapala, a automat podaje mu ręcznik. Heliostaty na dachu śledzą ruch Słońca i przesyłają zebrane światło skomplikowanym systemem luster i odbijających światło płyt umieszczonych na sufitach do niemal każdego kąta budynku, a we wszystkich pomieszczeniach sztuczne oświetlenie automatycznie dostosowuje się do natężenia naturalnego światła. Gość jednak nie musi o tym wiedzieć, może go to nic nie obchodzić.
Leave a reply